Omasta – Jazz Report from the Hood

osiedlowy groove i nowy głos polskiego jazzu

przez Jazz Portal

Krakowski kwintet Omasta debiutuje albumem, który łączy jazzowy puls z miejskim nerwem. „Jazz Report from the Hood” to świeże spojrzenie na to, jak dzisiejsze pokolenie muzyków rozumie improwizację, groove i lokalność. Płyta wydana przez Astigmatic Records pokazuje, że polski jazz nie musi wybierać między klubowym brudem a akademicką precyzją.

Jazz z podwórka, nie z akademii

Omasta powstała w Krakowie – mieście, które przez lata kojarzyło się raczej z jazzem kameralnym i intelektualnym. Tymczasem pięciu muzyków: Wojciech Roman (bas), Bruno Sikorski (klawisze), Nikodem Wikieł (perkusja i sample), Paweł Kowalik (trąbka) i Antoni Blumhoff (flet, saksofon), tworzy coś zupełnie innego. Ich jazz nie pachnie piwnicą jazzową ani szkolną salą prób. To raczej dźwięk betonowego podwórka, gdzie groove miesza się z hałasem tramwaju i echem beatu.

Już sam tytuł albumu – Jazz Report from the Hood – zdradza ironiczny dystans. To raport z codzienności, w której jazz staje się sposobem komunikacji między światem analogowych instrumentów a światem sampli i loopów. Recenzent „Polityki” pisał o nich: „młody krakowski skład z wyczuciem balansuje między mechaniką hip-hopowego samplingu a żywym graniem”. I rzeczywiście – Omasta nie ucieka od współczesności, tylko ją absorbuje.

Groove zamiast nostalgii

W polskim jazzie ostatnich lat coraz częściej słychać odwrót od narracji retro. Omasta nie sięga po idiomy lat 60., nie cytuje Komedy ani Kurylewicza. Zamiast tego proponuje puls, który wyraźnie czerpie z hip-hopu, neo-soulu i elektroniki.

W otwierającym utworze „Burner” flet Blumhoffa unosi się nad ciężkim beatem, który równie dobrze mógłby pochodzić z MPC-tki. W „Highway Loop” perkusja i bas tworzą twardą ramę, a trąbka Kowalika przebija się niczym miejski klakson.

To nie jest jazz, który udaje tradycję. To jazz, który oddycha tym samym powietrzem, co osiedlowe podwórka i pokoje producentów beatowych. Można by rzec – EABS z krakowskiego blokowiska, ale z mniejszym patosem i większym luzem.

Miasto w dźwięku

Współczesny jazz często bywa zbyt „czysty” – perfekcyjny, studyjny, sterylny. Omasta przeciwnie: zostawia miejsce na szum, brud, zgrzyt. W utworze „Neon Nights” słychać, jak sample spotykają się z żywą perkusją – momentami rytm wymyka się spod kontroli, ale to właśnie w tej nieidealności tkwi energia zespołu.

Ta muzyka przypomina, że jazz był zawsze muzyką ulicy, zanim trafił do filharmonii.

W tym sensie Jazz Report from the Hood to nie tylko album, ale też deklaracja: można mówić po polsku o życiu, rytmie, chaosie miasta – i robić to językiem jazzu. Kraków staje się tu scenerią, nie metaforą. W tle słychać blokowiska, ale też echa sceny klubowej i improwizowanej, z której muzycy wyrośli.

Młoda krew, stary duch

Choć Omasta jest zespołem młodym, ich brzmienie ma w sobie coś z ducha lat 70. – nie przez konkretne cytaty, lecz przez organiczną energię gry. Tu czuć, że zespół oddycha razem. Flecista i trębacz prowadzą dialog, nie rywalizację; bas z perkusją to tandem, nie sekcja rytmiczna do odhaczania.

W wywiadach muzycy mówią o fascynacji spiritual jazzem, Madlibem, a także polskimi klasykami, ale ich największym atutem jest właśnie brak kompleksów. Nie próbują „dogonić” Zachodu – po prostu grają tak, jak czują. W efekcie powstaje muzyka uczciwa, pełna powietrza i pulsująca energią.

Astigmatic Records – ciąg dalszy rewolucji

Nie bez znaczenia jest fakt, że płytę wydało Astigmatic Records, wytwórnia, która od lat kreśli nową mapę polskiego jazzu. Po sukcesach EABS, Błota, czy Mareka Pędziwiatra, Omasta wpisuje się w kolejną falę artystów, którzy wychodzą poza granice gatunku, ale wciąż zakorzenieni są w jazzowej świadomości.

W kontekście labelu, Jazz Report from the Hood to krok w stronę miejskiego brzmienia – mniej duchowego, bardziej rytmicznego. Warto podkreślić, że płyta ukazała się na CD i winylu w limitowanym nakładzie – co z pewnością zainteresuje kolekcjonerów fizycznych nośników.

Czy to nowa fala polskiego jazzu?

Omasta pokazuje, że młody jazz w Polsce nie potrzebuje wielkich deklaracji ani naśladowania zachodnich trendów. Wystarczy autentyczność, wspólne granie i świadomość rytmu, który jest bliski współczesnemu słuchaczowi. Jazz Report from the Hood to płyta, która nie rewolucjonizuje gatunku, ale znakomicie odświeża jego język.

To także album, który można słuchać na dwóch poziomach – jako groove’owy soundtrack codzienności, albo jako inteligentny dialog z tradycją. I w obu przypadkach działa równie dobrze.

„Omasta” nie próbuje być kimś innym – to ich największa siła. Debiutują albumem, który brzmi jak rozmowa między beatem a duszą, między ulicą a salą prób. W świecie, w którym jazz często grzęźnie w manierze lub nostalgii, ta płyta przypomina, że czasem wystarczy po prostu rytm, oddech i wspólne granie.

Jeśli szukasz muzyki, która łączy jazzową świadomość z nowoczesną produkcją – Jazz Report from the Hood powinien trafić na Twoją półkę.

Podobne wpisy